8.01.2014

20 dni: Algarve - Andaluzja

Wróciłam!

Twittera chyba usunę całkowicie, bo nie nadaję się do takiego pisania. Nie miałam Internetu przez większość czasu, a później jak już miałam, to pisanie tam było ostatnią rzeczą o jakiej pomyślałam.
Jestem bardzo szczęśliwa, że mi się udało! 20 dni w podróży, 18.12 - 6.01, z plecakiem na plecach, sama, połowa w hostelach, połowa przez couchsurfing, carpooling, poznani fajni ludzie, pierwsze święta za granicą, zmiany planów i brak planów i pierwsze tak fiunkcjonowanie,dużo niespodziewanego, dużo zwiedzania, mnóstwo zdjęć, dużo zmęczenia, dużo satysfakcji!

Od początku ;)

18.12 miałam wylot z Porto do Faro. Kupiłam taniej bilet dużo wcześniej, jak tylko zdecydowałam, że chcę jechać na południe. I tak trochę stresowałam się swoim większym niż dopuszczalne bagażem, ale udało się, więc około północy byłam już na lotnisku i tak spędziłam swoją pierwszą noc.
19.12 Faro nie było słoneczne, przespacerowałam w około 2-3 godziny i nie potrzebowałam tu zostawać dłużej.

Zamiast Olhao, jak wstępnie planowałam, zdecydowałam pojechać się do Taviry, troszkę dalej, ale ładniej podobno i tak bardzo, bardzo mi się podobało.




Więc tu też nastąpiła zmiana planów, bo wstępnie zamierzałam spać w hostelu w Faro i rano jechać do Albufeiry. Mój host z Portimao zasugerował, że Albufeira jest typowo turystycznym miejscem i nie będzie mi się podobać, i że jeśli tylko chcę, mogę być wcześniej w Portimao. I tak zrobiłam. Diogo był w zeszłym roku na Erasmusie w Turcji i teraz ciężko mu trochę żyć jak wcześniej przed wyjazdem. I tak Diogo zrobił obiad dla nas, potem słuchaliśmy dużo muzyki i wyszliśmy na piwo do jego ulubionych barów, gdzie graliśmy w domino.

20.12 Diogo rano poszedł na ostatnią prezentację na uniwersytet, potem ja na zakupy i zrobiłam na lunch żurek, bo miałam kilka w torebce w proszku i zawsze wychodzą dobre i przynajmniej mogę się podzielić trochę czymś polskim. I smakowało. Później poszliśmy na spacer po miasteczku
 

... i na plażę, gdzie było akurat mnóstwo surferów.

Wieczorem znów wyszliśmy, poznałam jego znajomych i był to bardzo fajny przystanek w podróży ;)

21.12 pojechałam do Silves, też nie planowałam, ale Diogo polecił. Małe miasteczko, ważne dawniej, z ruinami zamku i tam widziałam mnóstwo bocianów, więc to też było fajne, bo pierwszy raz spędziłam zimę tam gdzie i one.


Po całym dniu pojechałam do Lagos. Tam miałam zaplanowanego kolejnego hosta. Mike'a z Ameryki, który jest już od lat w podróży, zwiedził mnóstwo świata i był też przez kilka miesięcy w Polsce. Więc tak, nasłuchałam się dużo opowieści.

22.12 wyszłam na spacer po Lagos i długi spacer plażami, żeby podziwiać piękne klify i formacje skalne. Mimo, że zima, podobało mi się! I miało swój urok!


23.12 pojechałam z Lagos na przylądek Cabo Sao Vincente, gdzie w średniowieczu uważano, że jest koniec świata. Tak, tak, tylko ocean i nic więcej.


Później zatrzymałam się w Sagres, gdzie była piękna plaża, idealna dla surferów w lecie, fale były niesamowite!





24.12 rano pojechałam z Lagos do Sevilli.

Tak wyglądała więc całość podróży po Algarve:


24.12 z Sevilli kupiłam od razu bilet do Granady. Chyba mój najdroższy bilet autobusowy dotychczas w życiu... I to popchnęło mnie do decyzji o carpoolingu później. 3 godzinny pobyt w Sevilli czekając na autobus i droga do Granady. Telefon z domu, bo ze Skypem nic nie wyszło i wieczór w Granadzie, gdzie też udało mi się znaleźć hosta przez couchsurfing. Yira z Kolumbii, studiuje we Francji, a teraz przyjechała do Granady realizować projekt. I tak zdecydowała się ugościć mnie i jeszcze jedną parę, on z Włoch i ona z Finlandii. Przywiozłam typowe ciasto portugalskie świąteczne Bolo Rei, kupiliśmy czekoladki i zapakowaliśmy jak prezenty, Yira zaprosiła więcej osób i tak skończyło się w 7 osób międzynarodowo (Kolumbia, Polska, Włochy, Finlandia, Australia, Hiszpania) z mnóstwem jedzenia, fajną rozmową i atmosferą i nawet prezentami właśnie.

25.12 cały dzień padało, więc przesiedzieliśmy niestety, oglądając film, jedząc, wyszliśmy dopiero wieczorem, gdy już trochę mniej padało.

26.12 już było ładnie, więc prawie cały dzień intensywnie spacerowałam i robiłam zdjęcia ;) Granada jest urocza!



27.12 - moje urodziny ;) Obudziłam się rano i miałam w kuchni ciasto niespodziankę ze świeczkami do zdmuchnięcia, czego nie robiłam już przez kilka lat ;) Później zwiedzaliśmy Alhambrę.





I na koniec dnia cieszyliśmy się świetnymi tapas ;)
 

28.12 wyjechałam rano do Cordoby. Yira miała do mnie dołączyć i miałyśmy od Granady podróżować razem, a wyszło tak, że musiała dokończyć coś i uczyć się i skończyło się tak, że dalej wyruszyłam sama i bez planu, poza kolejnymi miejscami, które chciałam zobaczyć. Więc zabukowałam hostel, który okazał się nieudanym, smutnym, ciasnym, nie poznałam zbyt wielu osób, więc spacerowałam po mieście bardzo dużo, żeby wracać tylko i spać, więc byłam bardzo zmęczona.
29.12 Drugi dzień zwiedzania.



30.12 Rano meczet i do Sevilli, gdzie zdecydowałam się spędzić sylwestra, też zostając w hostelu.


31.12 Zwiedzanie i sylwester. Poznałam kilka osób z Ameryki, kupiliśmy winogrona, żeby wedle hiszpańskiej tradycji zjejść 12 o północy, oglądaliśmy fajerwerki i mieliśmy wspólny obiad.

1.01.2014 miałam jechać dalej, ale zdecydowałam się zostać.



2.01 pojechałam do Cadiz. Pogoda była bardzo nieudana, za to podziwiałam później piękny zachód Słońca.

Zatrzymałam się u dziewczyny z Austrii jako mojej hostki z couchsurfingu.

3.01 pojechałam trochę nieplanowanie w góry, do Rondy. Dowiedziałam się o tym miejscu w Granadzie, od innych i zdecydowałam się pojechać. Świetne miejsce.


4.01 Znów w Sevilli.
 
5.01 Sevilla, wielka parada z okazji święta 3 Króli i mnóstwo cukierków i dzieciaków z reklamówkami, żeby je zbierać.

I wieczorem do Hulevy.

6.01 Już tylko powrót. Do Faro, do Lizbony i do Coimbry. Dobrze wracać!

Mapa z Andaluzji:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz